Tu i teraz jest zjawiskiem o wiele mniej oczywistym, niż myślimy, a jednocześnie o wiele ważniejszym, niż się najczęściej wydaje.
Iluzja tu i teraz
Po pierwsze tu i teraz jest „wydarzeniem” abstrakcyjnym. Tylko my, ludzie zapewne rozważamy jego istotę. W kosmosie czas jest iluzją. Kiedy patrzymy na gwiazdy i widzimy ich światło docierające do nas, jest to przeszłość. Wielu z tych gwiazd nawet już nie ma. Jeśli jacyś kosmici, mieszkający 65 milionów lat świetlnych od nas obserwują teraz Ziemię przez teleskop, widzą dinozaury. Syriusz jest około 8,6 lat świetlnych od nas. Spoglądając więc na niego dziś w nocy, zobaczymy Syriusza sprzed niemal 9 lat. Kiedy więc jest w kosmosie tu i teraz?
Czas kolisty
W mikroskali ten sam efekt obserwujemy zagłębiając się ku czeluściom własnego świata. Nasz umysł tworzy co prawda iluzję czasu jako czegoś mierzalnego i liniowego, ale znów jest to pewna metafora. Być może bliżsi prawdy są mieszkańcy Afryki, którzy twierdzą, że czemu nie uznać, iż czas jest raczej kolisty. Że zatacza wielkie koła, które – jeśli się przyjrzeć – z łatwością w życiu dostrzeżemy, a nawet, dzięki temu przygotujemy się na to, co nadchodzi, bo nadchodziło już przecież wielokrotnie. Takie pojęcie czasu nadaje wartość nauce i historii, która nie jest przecież po to, by w niej żyć, ale właśnie po to, by się z niej uczyć.
Chwile wszystkie naraz
Metafora czasu liniowego przydaje się oczywiście do tego, do czego została stworzona, czyli na przykład ustalania rozkładu jazdy pociągów, ale być może uspokaja nas też złudzeniem, że rzeczy dzieją się po kolei, podczas, nawet jeśli tak naprawdę wiele dzieje się na raz. Tak z kolei twierdzą mocno wtajemniczeni buddyści: każda chwila jest hologramem wielu chwil, które były i będą, stając się jednocześnie wszystkimi na raz. Dla ciekawostki dodajmy, że jest to odpowiedź tego systemu filozoficznego na odwieczne pytanie: „czemu Budda dokonał ascendencji, zamiast zostać i nauczać?”. Otóż, jak twierdzą, zobaczył, że wszystkie chwile dzieją się naraz, a przez to mógł sobie „odlecieć” bez wyrzutów sumienia, bo jego zdaniem sami się w końcu połapiemy o co chodzi.
„Odptaszanie”
Że wszystko dzieje się naraz wie każdy, kto pierwszy raz w życiu bierze się za gotowanie wielodaniowego obiadu. Wtedy też usilnie próbuje się ustawić rzeczy po kolei, jak najwyraźniej oddzielając kolejne czynności, robiąc listy, „odptaszając” kolejne punkty. I tu znów iluzja. Pierwsza taka, że utrzymanie umysłu w „tu i teraz” jest niezmiernie trudne. Umysł wydaje się tylko podlegać regułom czasu i miejsca, ale ma tendencję do podróżowania w czasie i przestrzeni. Wylatuje to w przód, zastanawiając się co się stanie, jak temu zapobiec, jak zareagować, to znów wylatuje w tył, zastanawiając się co mógł zrobić inaczej, co mógł przegapić, co to wszystko może znaczyć. Umysł lata nam w głowie na gumce: raz do przodu, raz do tyłu. Doświadcza tego każdy, kto od czasu do czasu pokonuje trasę z pracy do domu i odwrotnie, regularnie orientując się, że niczego z trasy nie pamięta, a w sumie niewiele ze swoich rozmyślań także.
Elektryczne impulsy ze zmysłów
Skąd się ów proces bierze? Jak zwykle do końca nie wiadomo. Warto być może jednak zwrócić uwagę na pewien trop: otóż umysł tak naprawdę nie mając dostępu nawet do własnej iluzji „tu i teraz”, prawdopodobnie „w głębi serca” zdaje sobie z tego sprawę. Umysł buduje wiedzę o świecie na podstawie elektrycznych impulsów ze zmysłów, które – jak się spodziewamy – łączy z poprzednimi doświadczeniami. I teraz hit: wiemy już, że same własności fizyczne prądu powodują, że mózg musi być przynajmniej pół sekundy do tyłu w stosunku do tego, co się dzieje na zewnątrz. Umysł więc, czy tego chcemy czy nie, jest prawdziwą machiną do przewidywania przyszłości, ponieważ za każdym razem, kiedy zdaje sobie sprawę z tego, że coś się zadziało, już jest chwilę po wszystkim. A jeśli dodamy do tego fakt, że mamy dość ograniczoną uwagę i z wielu spraw zdajemy sobie sprawę grubo po czasie („Źle się do mnie odzywałeś, jak byliśmy u znajomych i nawet nie zauważyłeś”), daje nam to uprawnienia do bycia naiwnymi, spóźnionymi z reakcjami, a przede wszystkim do błędów. To właśnie dlatego nowoczesne samochody pełne są „wspomagaczy” naszej uwagi, a planowane są i kolejne.
Większość czasu na automacie
Jak umysł sobie z tym opóźnieniem radzi? Jego główną bronią przeciwko opóźnieniu w stosunku do „tu i teraz” są automatyzmy. Większość doby na nich przejeżdżamy. Automatyzm odpowiada szybko i wnioskuje szybko na podstawie poprzednich doświadczeń. Ubieranie się, mycie, oglądanie ekranu telefonu i jego zawartości, jedzenie, nawet agresja. Automatyzmy są prostymi, tanimi mechanizmami, które jednakowoż wysoko nas nie zaprowadzą i nie wspierają rozwoju. Toteż, jeśli zamierzamy nad sobą pracować, ciągły trud wybijania się z automatyzmów jest nawykiem bardzo pożądanym. Jeśli nie będziemy zwracali uwagi na to, co się z nami dzieje w danej chwili, ktoś naszą uwagę wykorzysta do swojej agendy. Zwłaszcza dostawcy darmowych produktów, których używamy, ponieważ – jak mówi powiedzonko – jeśli używamy darmowego produktu, sami stajemy się darmowym produktem. A ten, kto kieruje naszą uwagą, kieruje tym, kim jesteśmy. Z tego właśnie powodu, pewna utopia zwana „tu i teraz” nabiera nagle w naszym życiu wyjątkowego znaczenia. Można na nią nie zwracać uwagi i żyć sobie od impulsu do impulsu nawet całkiem nieźle, będzie to jednak życie cudze, na dłuższą metę bardziej męczące, niż trudzenie się nad własną trasą.
Kieszonkowy poradnik „tu i teraz”.
Gdzie i po co przydaje się więc tu i teraz? Podajmy kilka przykładów.
- W rodzinie – powtarzające się sytuacje nie zwracają naszej uwagi, a wypada podziękować, przytulić się, pokiciać. Pytania treningowe: co nowego widzę w swojej rodzinie? Co nowego w partnerze? Za co teraz docenić? (Bo znajdowanie: „co nie tak?” to automatyzm).
- We frustracji i agresji – co czuję, co się właśnie zadziało, że to mnie tak zagotowało? Jak się w ogóle mam? Czy mam na to ochotę? Czy chcę być w tym miejscu?
- W sporcie – co ćwiczę, który staw, które mięśnie, co się w nich dzieje, jak poprawnie wykonać ćwiczenie?
- Podczas uspokajania się: gdzie jestem? Co mogę zrobić? Czy coś strasznego się dzieje tu i teraz, czy zostałem postraszony?
- Podczas odpoczynku: Czy ja teraz właściwie odpoczywam? Czy ciągle lubię w ten sposób odpoczywać? Co mi w tym sprawia największą radość? Jak się czuję? Jak stopy? A jak dłonie? A jak brzuszek?
- Podczas jechania samochodem: czy mam prędkość dostosowaną? Czy nadążam za tym, co się dzieje za oknem, czy potrzebuję przerwy? Kogo wiozę? Do kogo jadę? Co dla mnie ważne? Jak się czuję? Który raz w tym miesiącu kuszę czas uznając, że pomarańczowe światło, to takie szybsze zielone?
- Podczas jedzenia: co właściwie jem? Jak smakuje? Jak słychać chrupanie? Czy mogę wolniej? Jak się tego dotyka?
- Podczas pandemii: Co, nieoczekiwanie, mi w tej ciężkiej sytuacji pasuje, a nie zwróciłem na to uwagi?
Tu i teraz wygrywa
Robienie wolniej jest – przy okazji pisząc – wielkim sprzymierzeńcem tu i teraz. W procesie pracy nad sobą, „tu i teraz” jest jedynym co realnie mamy. I jedynym, czym możemy zarządzać. Dlatego im więcej się w tym siedzi, tym więcej można zdziałać. Owszem, będziemy przegrywać, ale to zawsze można. Byle nie oddawać za darmo.
Jak Szanowny Czytelnik widzi sprowadziliśmy koncept bardzo abstrakcyjny, utopijny wręcz, do użytecznej praktyki. Bardzo to wszystko ciekawe, prawda? Zachęcając do praktykowania obserwacji momentu, w którym się znajdujemy i naszej na niego reakcji, żegnam się serdecznie i do następnego razu.
„Miłosz w czasach zarazy” – to cykl wpisów, których intencją jest oswajać to, co nieznane, zachęcać do gimnastyki intelektualnej, wywoływać uśmiech na twarzy, trenować uważność.