Dopiero więcej, niż jeden człowiek to całość. Ludzie, którzy mają innych wokół siebie widzą w życiu mniej problemów, a jak już widzą, to szybciej z nich wychodzą. Krótko pisząc: mimo poczucia, że gdyby się wszyscy od nas raz na zawsze odczepili, to byłoby nam łatwiej – nie mamy na to dowodów. Wręcz przeciwnie. Nawet intuicyjnie – kiedy wyobrazimy sobie małą grupę i pojedynczą osobę, a następnie zadamy pytanie, kto ma większą szansę przetrwania, czujemy, że grupa pociągnie dłużej. Troska – zapraszamy do rozważań.
Raźniej w grupie
W grupie ktoś zawsze na coś wpadnie i ktoś wózek pociągnie, kiedy połowa zachoruje. I mamy na tę intuicję badania. Masę. Oczywiście nasze przekonania mogą zostać zachwiane pandemiami. Rzec by się chciało: „Kiedy się wszyscy od nas odczepią, to nikt na nas nie nakaszle”. Trudno polemizować. Ale co innego izolacja fizyczna, która przez jakiś czas będzie wskazana, a co innego izolacja społeczna. Przed tym drugim lepiej się bronić.
Pocieranie o inne mózgi
W samotności nie podejmiemy lepszych decyzji. Ileż to razy dochodzimy do wniosku, że najlepszym sposobem na wymarzone zakupy jest nie mówić domownikom ile kosztowały. Inni ludzie są nierzadko lepszym sumieniem niż własne. „Nic tak nie rozwija mózgu, jak pocieranie go o inne mózgi” powiedział Montaigne. Owszem, choć nie o wszystkie. Tym większą więc troskę warto okazywać tym, którym chce się jeszcze z nami szczerze rozmawiać i których obchodzimy. Jak pokazują statystyki, z wiekiem będzie ich coraz mniej. A im Ich mniej, tym nasz „współrozum” się skurczy, aż do momentu, w którym jego załoga odcumuje od brzegów rozsądku i wyruszy w podróż ku oceanom nie dającej się znieść demagogii. Takich też znamy.
Porady babuni
Podobnie z moralnością. Złota porada mówi: „Chcesz wiedzieć, co jest dobre, a co złe? Pomyśl, czy pochwaliłaby cię za to twoja babunia”. Fakt, ludzie mają różne babunie, ale szczęśliwie pamięć wybiela członków rodziny, dziadziowie i babunie kroczą w pierwszym szeregu do emocjonalnej pralni. Zresztą nie trzeba nam prawdziwych babuń, ale tych symbolicznych. Choćbyśmy skiśli próbując poradzić sobie samemu, prawie całe szczęście w naszym życiu, to inni ludzie. Kiedy do terapeuty Franka Farellyego przychodzili pacjenci mówiąc: „Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić”, odpowiadał: „Brawo. Ciekawe jak długo pociągniesz”. Jak by tego wszystkiego było mało, wypełnianie własnej głowy tylko własnymi problemami jest prostą drogą ku depresji.
Umysł spokojny, acz bystry
Myślenie o innych daje punkt odniesienia, czasem poprawia humor (bo mają gorzej), ale przede wszystkim ratuje nasz dobrostan. Nie potrzebujemy umysłu wiecznie pozytywnego (choć i z tym farmacja sobie radzi), potrzebujemy umysłu spokojnego, acz bystrego (z tym farmacja sobie nie radzi, bo obie grupy leków wchodzą w interakcję). Praca nad sobą i opinia życzliwych ludzi wokół często nasz spokój odbiera, ale o wiele częściej go daje. W co być może także trudno uwierzyć. Podsumujmy bezpardonowo. Troska o otoczenie jest troską o siebie. Odwrotnie zasada ta działa o wiele słabiej. Pożyjemy dłużej, jeśli osoby wokół nas są bogatsze (aż się zęby zaciskają), a nasza córka zajdzie dalej, jeśli córka sąsiada zostanie tym kim chce. Na przykład skrzypaczką, choć to kolejna trudna do zniesienia myśl. Zwłaszcza, gdy muza Paganiniego przemawia do niej wieczorami.
Zdrowie to podstawa
Mówiąc po prostu: trudno zakładać, że jeśli każdy pomyśli tylko o sobie, to jakimś cudem doprowadzi to do wspólnego dobra. Mamy „współzdrowie” z najbliższymi. Zależy nam, żeby oni trzymali się w dobrej kondycji, ponieważ spadek ich kondycji odbije się na nas, co nazywamy mało elegancko efektem wdowy – jedna chora osoba w otoczeniu, pociąga za sobą inne. W mniejszym lub większym stopniu. Dlatego inni tak chętnie wtrącają się w nasze zdrowie, a my w ich. Jeśli niosę ze związkowym partnerem po dwa wiaderka i on musi swoje odstawić, to ja będę przez jakiś czas musiał dźwigać cztery. Może mi się wydawać, że dam radę ile chcę, ale nie dam. Swoją drogą, może mi się wydawać, że da się zorganizować taki związek, że każdy cały czas będzie nosił po dwa wiaderka – uprzedzam, że także nie. To utopia. Ale, jak mówi poeta, na mapę, na której nie oznaczono utopii nie ma po co zaglądać. Staramy się w związku statystycznie oscylować w okolicy średniej i szczęśliwi ci, którzy trafili partnera umiejącego tę zasadę przyjąć. Wielu wychodzi bowiem z domu w poczuciu, że od dźwigania są inni albo jego wiaderka są też dwa, ale mniejsze i nic na to nie poradzi.
Troska lepsza niż suplementy
Z tego powodu troska, zwłaszcza o otoczenie jest czymś więcej niż na pozór się wydaje. Być może postawimy granicę przed uznaniem na wzór buddystów, że jesteśmy jednością ze wszechświatem i wszystko przez nas przepływa, nie odróżniając nas od tła, ale takie myślenie to już głębokie duchowe przeświadczenie i dzieli objawy z lewopółkulowym udarem. Niemniej granica nas i otoczenia wcale nie jest tak wyraźna, jak na co dzień uważamy. Podobnie ze środowiskiem przyrodniczym, którego także jesteśmy częścią. Wprowadzanie więc do dnia rutyny troski także o to, co wokół nas, od podnoszenia papierków, przez dbanie o osiedlowe jeże, a skończywszy na mizianiu partnera i zapytaniu co u dziecka (oraz dziadka), wtórnie buduje naszą własną kondycję lepiej niż suplementy diety.
Troska w stylu lagom
Kłopot w tym, że jak zwykle znalezienie równowagi między wsparciem, a presją jest trudne. Chcemy wspierać, ale nie chcemy tą naszą troską rozleniwiać. Chcemy się troszczyć, ale nie chcemy się sami przy tym zamęczyć. Szwedzi powiedzieliby: lagom, czyli dokładnie tyle ile trzeba. Dobra wiadomość jest taka, że osób o destruktywnym poziomie altruizmu nie ma wcale wiele. I wbrew modzie czasów, w których piszę te słowa, myślenie o otoczeniu jest bezpieczniejszym początkiem drogi ku budowaniu dobrej troski, niż myślenie o sobie. No i wreszcie, kiedy? Tu każdy pomysł jest dobry. Choćby codziennie od 17:00 do 17:05. Żeby organizm nie przeżył szoku na początek. Jeże, papierki i mizianie okolicznych domowników.
A o tym, czego jeszcze się boimy i co z tym robić, popiszemy w kolejnej odsłonie tego cyklu. Uszanowanie Państwu.
„Miłosz w czasach zarazy” – to cykl wpisów, których intencją jest oswajać to, co nieznane, zachęcać do gimnastyki intelektualnej, wywoływać uśmiech na twarzy, trenować uważność.