4.8/5 - (21 votes)

Po odcinku rozważań poświęconym nicnierobieniu, nie mamy wątpliwości, że odpoczywanie jest użyteczne. Po pierwsze przydaje się tak uważać każdemu, dla kogo zasuwanie bez opamiętania stało się stylem życia, a o tym jak odpoczywać już dawno zapomniał. Kiedy uważamy, że szczęście jest przed nami i należy je dogonić. Rzesze zdeterminowanych przed nami sprawdziły już, że nie będzie to dobry pomysł. Wyznawanie skuteczności kończy się stanami depresyjnymi. Potrzebujemy przyjemności i potrzebujemy chwil kontaktu z takim tempem życia, w którym „sprawy poza naszym ciałem dzieją się o wiele wolniej, niż potrzeba, żebyśmy nadążyli”.



Widzenie tunelowe

Wpuszczanie się w wir religii produktywności owocuje zmęczeniem oraz frustracją. Ciąg przyczynowo- skutkowy wygląda wtedy tak: Nie zdążam, więc próbuję robić coraz więcej. Obcinam sobie czas wolny, pozostawiając tylko to, do czego nie mam wątpliwości, że jest ważne i prowadzi do sukcesu. Tunelowe widzenie przysłania nam nawarstwiające się „życie” na peryferiach efektywności: sterty prania, niezapłacone rachunki, bo się zapomniało. Brak rozmów z przyjaciółmi. Brak zróżnicowanego, pysznego jedzenia w wesołym gronie.



Zamknięte koło

Bo wszystko byle „efektywnie”. Kondycja psychiczna, ku naszemu zaskoczeniu wskutek takiego działania się pogarsza. Wyniki w pracy także. Potrzebujemy coraz więcej czasu, żeby zebrać myśli, a dodatkowo rośnie lęk przed błędami, które zdarzają się coraz częściej i to już nawet w prostych zadaniach. Martwimy się, sprawdzamy po trzy razu, zabezpieczamy. Czasu w efekcie robi się coraz mniej. Co robić? To już wiemy! Widać za mało zdążamy, trzeba jednak robić jeszcze więcej. Koło się zamyka. Nie tędy droga.



Galopujące szczęście

O wiele częściej wygląda na to, że szczęście minęliśmy już w biegu i niepostrzeżenie zostało za plecami. Szczęście nie galopuje, a raczej podskakuje i zatrzymuje się przy kwiatkach. Owszem więc, możemy czasem podgonić, ale potem trzeba się zatrzymać i na radość życia zaczekać, oblewając ją szampanem, jak podgoni w swoim tempie. Wtedy możemy ruszać dalej.



Na początek „ładowanie”

Kiedy jednak już się zdecydujemy na owo czekanie, to jak się do tego zabrać?

Po pierwsze odpoczywać warto zacząć od stwierdzenia w jakim jesteśmy stanie. Jeśli czujemy się bardzo wyczerpani, to zaczynamy od podpięcia się do ładowarki. Jedzenie i spanie. Najlepiej dobre jedzenie i dobre spanie. „Pani teraz ma relaks”. Nie potrzeba tego wiele. Zakłada się, że jeden dzień, o ile nie zdążyliśmy się doprowadzić do stanu, który interesuje lekarzy. Potem, jak pokazują badania, najlepiej zrobić coś, czego się w życiu nie robiło. Najlepiej jak najszybciej. W przypadku urlopu – drugiego dnia. Skąd taka propozycja? Otóż z dwóch rodzajów „ja”, które budują poczucie szczęścia w życiu.



Ja przeżywające i kalkulacja szczęścia

Jedno z nich, to ja, które jest w przepełniającej szczęściem sytuacji. Tu i teraz. Nazwiemy je „ja przeżywającym”. Drugie ja, to ja, które zastanawia się nad tym, czy nasze życie w ogóle jest szczęśliwe. Czy jesteśmy szczęśliwymi ludźmi. To „ja” dokonuje koślawego podsumowania naszych życiowych przygód i wyzwań, wertując karty pamiętnika autobiografii. Profesor Kahnemann, kiedy zaczynał swoje badania nad szczęściem, przekonany był, że to „ja przeżywające” jest kluczem do rozumienia szczęścia. „Być tu i teraz”, „świadomym być”, „z kosmosem być”. Dziś nie jest już tak pewien. Uważa, że „ja przeżywające” może być w długim terminie przereklamowane. To bowiem przeszłości w naszym życiu przybywa i zaczyna odgrywać coraz większą rolę. Teraźniejszość zaś ma swoje okienko, w którym, kiedy tylko zaczynamy się zastanawiać nad tym jak jesteśmy szczęśliwi, momentalnie spora część szczęścia znika. Przepięcie się ze stanu przeżywania na stan „kalkulacji szczęścia” od razu redukuje emocje.



Na niebo trzeba zapracować

Druga sprawa, to zapracowanie na szczęście tu i teraz. Jest ono wyjątkowo związane z tym co robiliśmy wcześniej. Człowiek, żeby być wolnym, musi się czuć bezpiecznie. A żeby się czuć bezpiecznie, musi gdzieś przynależeć. Żeby zaś czuć się, że przynależymy do czegoś większego, niż my sami, trzeba się wcześniej narobić. O wiele łatwiej być szczęśliwym wspominając, ale, żeby mieć co wspominać trzeba się napracować. Zgodnie ze starą wartością duchową, znaną wszystkim adeptom, że na niebo trzeba zapracować.



Eksperymenty z wodą

Czy to jednak tylko duchowe bzdurki, które ładnie brzmią, a nie jest to prawda? W jednym z badań proszono uczestników o to, by wsadzili najpierw jedną, potem drugą rękę do wiadra z lodowatą wodą. Uprzedzono ich, że doświadczenie będzie przykre i dostarczy pewnej dawki cierpienia. Najpierw jedna ręka na minutę. Brr, zimno. Potem druga ręka na półtorej minuty. I tu różnica, ponieważ po minucie podgrzewano wodę o jeden stopień Celsjusza. Woda nadal lodowata, ale przez kontrast znośniejsza. Po badaniu zadano uczestnikom pytanie: którą część badania byliby skłonni powtórzyć? Odpowiedzieli, że drugą. Dłuższą.



Wymazywanie trudu i cierpienia

Sytuacja pozornie bez sensu. Przecież w drugiej części więcej jest cierpienia, prawda? Woda o jeden stopień cieplejsza od lodowatej przez 30 sekund, to jednak wciąż bardzo zimna woda. A jednak nie. Ja przeżywające cierpiało, ale ja wspominające od samego momentu zakończenia badania od razu zaczyna wymazywać trud i cierpienie w trakcie, podkreślając satysfakcję i przyjemność na końcu. Ja wspominające świetnie pozbywa się cierpienia z pamięci. Gdyby nie ono, większość kobiet nie chciałaby rodzić więcej niż jednego dziecka. Powtórzono to badanie także w stosunku do procedur medycznych. Tu także, jeśli procedura dłuższa, ale koniec lżejszy – spotkanie z lekarzem ocenione było lepiej. I to nawet w przypadku spotkania z proktologiem. Wreszcie wiele uciskanych w rodzinach osób rezygnuje z pozywania swoich oprawców, bo po latach przemocy, na sam koniec, przed samą rozprawą zrobili się mili.



Jak odpoczywać?

Wróćmy jednak do wypoczynku. To jest nasz wielki wewnętrzny konflikt. Najlepiej by było się nie ruszać, ale jak będę wspominał tę chwilę? Najlepiej by było sobie z czymś dać radę i wspominać przygodę. Stąd kilka zasad do zapamiętania, a może i wdrożenia.

  1. Wypoczynek dobrze jest zaplanować. Nie tylko dlatego, że dobrze zaplanowane, to raczej jakościowo lepsze. Jeśli jedziemy w jakieś miejsce i więcej o nim wiemy, to bardziej nas to ucieszy, bo więcej widzimy. Człowiek czerpie wiedzę nie tylko z tego, co czuje, ale także z tego, co wie. I rozumie to każdy, kto próbował potrawy, o której coś wcześniej wiedział. Druga zaleta planowania wypoczynku, jest taka, że planowanie, to połowa przyjemności (a czasem i sto procent). Marząc i planując wyjazd wykonujemy małe skoki wyobraźni w przyszłość i już nam się poprawia humor. Możemy się cieszyć wypoczynkiem zanim się on zacznie. Nie trzeba zresztą nigdzie wyjeżdżać. Można sobie planować weekend w domu, bo choć planujące osoby potocznie uważamy za sztywne, to wiadomo, że planuje się po to, żeby mieć więcej czasu na to, co się chce, a nie w poniedziałek się zorientować: „O, nieee… Już wiem, co powinienem był robić w weekend!”. Planujące osoby wiedzą też, że królem planowania jest elastyczność. Plan można i trzeba zmieniać, a robi się go po to, żeby był jakiś szkielet. Bardziej sugestia, niż prawo, którego musimy przestrzegać.
  2. Kiedy wypoczynek się już zacznie, najpierw krótka regeneracja, bo trzeba mieć zasoby, by i nie potykać się o żenujące kamienie i nie denerwować wszystkim, co pójdzie nie tak. Na przykład, że autobus miał być punktualnie, a przyjechał piętnaście minut później i kto mi odda teraz ów bezcenny kwadrans czasu wolnego!
  3. Lepiej wspominamy wypoczynek, który zaczyna się od czegoś, czego nigdy nie robiliśmy. Podobne dni skleją się w jeden długi „urlopodzień”, w którym nie wiadomo, czy był czwartek, czy niedziela. Twórcy Airbnb zostawiają w domach katalogi z lokalnymi atrakcjami, żeby już drugiego dnia się uruchomić. Od razu mamy poczucie dobrze spędzonego wypoczynku. Już drugiego dnia wiemy, że będzie co opowiadać znajomym. Analogicznie z weekendem – fajnie jest obejrzeć dwa sezony serialu, ale w ten sposób po piątku od razu w pamięci zrobi się poniedziałek. Podobne wspomnienia rozlewają się w jedną, wspólną ciapę. Ja wspominające nie będzie pocieszone. Weekend zostanie w pamięci jako coś bardzo krótkiego i nie do pochwalenia się, bo ile razy możemy komuś opowiadać, że obejrzeliśmy cały serial na raz. Morał: lepiej kilka różnych czynności, w różnych miejscach w ciągu dnia, bo to wydłuża czas we wspomnieniach. Od biedy można zmieniać pokoje w domu.
  4. Z tego samego powodu warto odpoczywać gdzie indziej niż się mieszka. Nie musi być daleko. Inna scenografia powoduje dystans mentalny i nieco aktywizuje uważność. Wydaje się wtedy, że czasu było więcej, a problemy domowe jakieś takie dalsze. Uważność aktywizuje się najlepiej pytaniami o nią samą: „Dobrze, znam to miejsce, ale czego dotychczas tu nie zauważyłem”. Miłośnicy układanek mają wręcz taką rozrywkę, że robią ze zdjęć ulubionych miejsc puzzle i składając dostrzegają detale lokacji wcześniej im umykające. Potem, kolejna podróż w to miejsce jest podobno wstrząsającym przeżyciem.
  5. Warto na koniec wypoczynku zaplanować coś przyjemnego. Jeśli się da, to bardzo przyjemnego. Nawet jeśli cały wyjazd się nie udał, to spływ pontonami ostatniego dnia okaże się „wart całego urlopu”, bo ja wspominające wygumkuje nam z pamięci niekomfortowe warunki hotelowe, choć w trakcie pobytu wydaje się to niemożliwe. W trakcie cierpienia wszystko jest obezwładniające i wiele wydaje się nie do przeżycia, dopóki się tego nie przeżyje. Wystarczy jednak poczekać. Jeśli ktoś lubi gotować i potem to sobie zjeść, to także jest to niezły pomysł na wypoczynek. Bo coś się dzieje, jest z czego się cieszyć, a i być dumnym, za to na koniec jest bardzo sympatycznie.
  6. Znają Państwo zapewne powiedzenie, że lepiej kupować doświadczenia, niż przedmioty. Ogólnie tak, choć badania pokazują, że sprawa nie jest prosta. Po pierwsze osobom ubogim przedmioty dają taką samą przyjemność jak doświadczenia. A po drugie, co z przedmiotami, które dają doświadczenia? Dla introwertyka książka będzie lepszym prezentem niż kolacja w barze. A co z pontonem? Albo modelem do sklejania? Każdy zna się dobrze na tyle, by wiedzieć w którą stronę go niesie. Ważne, by ja wspominające miało potem coś do roboty. Doświadczenia dają więcej takich możliwości.
  7. Kapitalizacja emocji pozytywnych. Ważna rzecz po wypoczynku. I nieoczywista. Zwykle mamy tendencję do roztrząsania katastrof i smutków. Warto jednak wypracować sobie nawyk rozpamiętywania pozytywnych sytuacji. Jest to sposób zapomniany, ale jedna z potężniejszych torped emocjonalnych i jeśli jakąś myśl warto zapamiętać z tego tekstu, to w pierwszej kolejności tę. Wspominanie, opowiadanie, zwłaszcza w gronie przyjaciół, przeglądanie zdjęć to świetna praktyka. Wszystko to daje nam szansę pocieszenia się czymś, co teoretycznie za nami, a wyobraźnia pozwala teleportować się tam znowu na chwilę i za darmo. Ciało jest związane z miejscem i czasem. Umysł w ogóle i warto z tej jego umiejętności korzystać nie tylko po to, by wspominać porażki i produkować czarne scenariusze przyszłości, co zwykle wychodzi nam z automatu.


Ku przygodzie

W ten sposób możemy dzięki wypoczynkowi zaprząc do roboty „ja wspominające” i uzyskujemy całkiem składny przepis na to jak odpoczywać. Życzymy sukcesów w ruszaniu się z kanapy ku przygodzie. Nawet krótkiej, byle takiej, która zasili nasz coraz bardziej pękaty bank wspomnień, do których będzie można już zawsze wracać, myśląc: „To moje życie bardzo fajne. Aż sam sobie zazdroszczę”.