Istnieje pogląd, że cali jesteśmy dobrem wspólnym. Zacznijmy od niepokojących faktów. Odpowiedź na pytanie, kim jesteśmy jest bardzo względną sprawą. Po pierwsze historycznie jesteśmy zlepkiem substancji, które powstały dawno temu, w wyniku spektakularnych wybuchów gwiazd. Badacze kosmosu twierdzą, że dosłownie jesteśmy zbudowani z gwiezdnego pyłu, który na chwilę w historii świata skompilował się w naszą osobę. Romantyczne. Dobro wspólne? Idźmy dalej, bo okazji do romantycznego rozbeczenia się będzie jeszcze kilka.
Gwiezdny pył
Po wtóre oczywistym jest, że do tych gwiazd kiedyś wrócimy. Póki co jednak, podobnie jak wszystko we wszechświecie, walczymy, by stworzyć większą całość od nas samych. Cząstki, które się z nas stworzyły już to zrobiły. Jesteśmy jedynymi organizmami na znanym nam świecie, które w ogóle wiedzą, że wiszą w kosmosie. I jedynymi, które w takiej mierze zdają sobie sprawę z własnego wpływu na otoczenie. Zwierzęta – owszem, także trochę zdają sobie z tego sprawę. Już tak do końca im nie odmawiajmy.
Awantura wokół koralowca
Na przykład moglibyśmy uznać, że bobry zdają sobie sprawę z wpływu na otoczenie, acz w znacznie mniejszym stopniu. Podobnie rybki z gatunku czyścicieli, które żyją na rafach koralowych. Otóż – ciekawostka – mają tam one swoje stacje czyszczenia, do których podpływają inne ryby, by się poddać kuracji czyszczenia z pasożytów i martwych elementów naskórka. Niestety robotnicy oczyszczalni mają także tendencję do podskubywania klientów, bo co tam martwy naskórek, skoro obok jest świeżutki i może klient nie zauważy. Wiadomo, co się w efekcie takiej obsługi dzieje. Jest awantura wokół koralowca, a klient próbuje odjeść z obsługi to, z czego jego obskubano. Rzecz w tym, że obok kręcą się kolejni klienci i obserwują, czy „myjnia” spokojna, czy raczej próbuje klientów niecnie wykorzystać. Jeśli dzieją się jakieś awantury – kolejni klienci odpływają. Efekt? Biolodzy morscy zaobserwowali, że małe rybki nie podskubują aktualnego klienta, jeśli widzą, że obok oczekuje następny. Jest to więc także jakaś świadomość otoczenia. Nawet bardzo intrygująca. Niemniej ci sami badacze sugerują, by nie wyobrażać sobie za wiele. Rybka to rybka. Dinozaury też nie widziały spadającej na nie asteroidy, bo ich aparat wzrokowy nie sięgał do nieba. A szkoda, bo te które były pod nią, miałyby szansę zobaczyć kosmos przez chwilę po tym, jak płonąca kula przebiła atmosferę. Wbrew więc kreskówkom, dinozaury nie debatowały o zbliżającym się w ich kierunku niebezpieczeństwie.
Zasoby nieodnawialne się kończą
My mamy taką szansę. Wiemy co się zbliża w związku z zagrożeniami otoczenia. I wiemy, że katastrofę można opóźnić. Wiedza nasza jest jednak wstydliwie nowa. Do lat 50 ubiegłego wieku żaden rząd na świecie nie zajmował się środowiskiem w inny sposób, jak jego drenowaniem do oporu. Książki pełne były ilustracji pokazujących koparki dumnie pełznące przez dżunglę. Przyroda była czymś, co się podbija i pokonuje. Dopiero niedawno zorientowaliśmy, się, że pytanie „czy zasoby nieodnawialne się skończą” przestało być teoretyczne. Podobnie jak pytanie czy tego dożyjemy. Z tym większą nadzieją szukamy w kosmosie cywilizacji pozaziemskich, bo ich sygnał byłby dla nas przede wszystkim znakiem, że to w ogóle możliwe, by cywilizacja nie załamała się pod swoim własnym rozwojem. Byłaby dla nas nadzieja.
Opóźnianie psucia klimatu
Póki co próbujemy więc być dobrymi przodkami. Kiedy w Japonii zadano mieszkańcom jednego z dystryktów pytanie o to jakie powinny być wymogi dotyczące ochrony środowiska, a potem powiedziano im: „wyobraźcie sobie, że żyjecie 50 lat od teraz i możecie te wymogi wymyślić w przeszłość”, ludzie stawali się o wiele bardziej restrykcyjni. Jak być dobrym przodkiem dla swoich dzieci, to jedno. Ale jak być dobrym przodkiem dla tych, co będą żyli pięć, siedem pokoleń po nas? Takie pytanie, to przynajmniej dobra rozrywka intelektualna. Może jeszcze w tej jeszcze chwili nie potrafimy odwrócić całego procesu psucia im klimatu życia, ale na pewno możemy go opóźnić. Dać czas na to, by ktoś wpadł na kilka genialnych pomysłów.
Dzień, godzina, minuta
My tych pomysłów nie mamy, ale mamy ręce, które mogą kupić czas komuś innemu. Na razie nie mamy w sklepach ani mięsa z szalek laboratoryjnych, ani rozkładającego się plastiku, ani wszechobecnych źródeł ekoenergii. Każdy dzień życia w znośnym klimacie, jaki ugramy dla naszego gatunku na Ziemi, może się okazać znaczący. A może nawet nie dzień, a godzina czy minuta, której komuś zabraknie do wielkiego odkrycia ratującego przyszłość.
Twarda jak ziemia
„Ziemia to twarda dziwka” mówią dosadnie ekolodzy, przypominając, że życia na ziemi nie zniszczymy. Rzecz w tym, żeby to nasz gatunek miał jeszcze czym oddychać, by móc policzyć pieniądze, które zarobił. Nie walczymy o Ziemię, ale o to, by była ona dla nas znośna, bo jesteśmy od niej o wiele słabsi. — Co prawda zniszczyliśmy sobie miejsce do życia – mówi do dzieci przy ognisku bohater jednego z satyrycznych rysunków, gdy w tle dymi jeszcze świat po apokalipsie – Ale wyrobiliśmy cele kwartalne.
Rozwój otoczenia
Idea rozwoju osobistego zagubiła gdzieś w sobie rozwój otoczenia. Ja się rozwijam. Osobiście. A mądry człowiek balansuje przecież swój rozwój i rozwój otoczenia. Balansuje własną przyjemność i wygodę z wartościami wspólnymi. Bo każdy członek wspólnoty jest coś winny tej wspólnocie. Tylko dzieci nie są nic winne. Bardziej jest to więc rozwój osobowy, a nie osobisty. Na jałowym otoczeniu żadne nasionko nie zakwitnie. W starej przypowieści pewien rolnik regularnie wygrywał zawody rolnicze, mając najlepsze zboże. Pytano go potem:
— Dlaczego po zawodach oddajesz nasiona sąsiadom. Przecież oni będą mieli lepsze zboże?
— Im oni będą mieli lepsze zboże, tym ja będę miał lepsze zboże – odpowiadał.
Trochę życzliwości nie zaszkodzi
To klimat i warunki życia. Ale ze środowiskiem ożywionym jest podobnie. Tu także nie wiadomo, gdzie się zaczynamy my, a gdzie kończymy. W związkach – moje zdrowie i samopoczucie silnie uzależnione jest od kondycji partnera. W im gorszej kondycji partner, tym ja w gorszej kondycji, bo mam więcej wiader do dźwigania: jego i swoje. Opłaca się więc dbać nie tylko o siebie, ale i partnera podgłaskiwać, a ukradkiem dodawać mu warzyw do jedzenia, żeby był zdrowszy. Wspierać i troskać się. Bo czasem samo zainteresowanie wystarczy. Podobnie z życzliwością, która zaraża osoby do trzech poziomów sieci kontaktów od nas. Nasza życzliwość wobec sąsiada, daje temu sąsiadowi do myślenia. Kiedy on widzi, jak pocieszamy na podwórku dziecko, sam patrzy na swoje inaczej i też chce być dobrym rodzicem. Kiedy lecimy z kwiatami dla kogoś bliskiego, on także skręci do kwiaciarni: „A, nie zaszkodzi” – pomyśli sobie. Tak to właśnie u nas działa.
Nie jesteśmy sami
Gdybyśmy mieli się skupić na własnym ciele, znów ciężko powiedzieć, gdzie zaczyna i gdzie kończy się każdy z nas. W wieku trzech lat stajemy się domem dla około stu trylionów komórek bakterii. Dodajmy, że trylion to jedynka i osiemnaście zer. Około 500 gatunków bakterii zadomawia się w naszym wnętrzu na stałe, choć skład „społeczeństwa” bakteryjnego jest dla każdej osoby inny. Najpodobniejsze są składy bliźniąt jednojajowych. W samym układzie pokarmowym dorosłego człowieka jest około 1,5 kilograma bakterii. Co pewnie jest dobrą wiadomością dla tych, którzy regularnie się ważą, bo mogą sobie odjąć półtora kilo jako nie swoje. Na skórze, włosach i wewnątrz nas żyje masa bakterii. 90% tego, co zwykliśmy nazywać NASZYM organizmem, zawiera genom bakteryjny, a nie ludzki. Mitochondria w komórkach ciała są mikroorganizmami, które wbudowały się w nas dawno temu i zostały już na zawsze.
Spróbujmy coś zrobić
Nawet fakt, że jesteśmy ssakami jest (według aktualnej teorii) efektem infekcji wirusowej gatunku, który składał jaja. W wyniku tej infekcji jaja zaczęły zostawać w ciele matki i tu się zagnieżdżać. Tak czy owak mamy bogate życie wewnętrzne i powierzchniowe. Te zamieszkujące nas „populacje” czują się w nas raz lepiej, raz reagują na zmiany otoczenia panicznie. Zmiany w diecie, zmiany pór jedzenia czy nawet rodzaj przyjmowanego pokarmu powodują tam istne trzęsienia ziemi. Bakterie chcą cukrów, jeśli je przyzwyczaimy i odcinają nas od hormonów szczęścia, póki nie zjemy pączusia. Hamują uczenie się, jeśli są w złej kondycji. Hamują także alergie, bo wychowywanie ssaka w środowisku sterylnym koreluje właśnie z alergiami i stanami depresyjnymi. Teoria higieniczna mówi o nich jako o „starych przyjaciołach”, z którymi żyjemy i które trzymamy w równowadze. Jesteśmy więc swego rodzaju statkiem matką, na którym podróżuje sobie wielość życia. I to o wiele większa, niż pewnie byśmy się nie brzydzili. Być może to samo mogłaby o nas opowiedzieć Ziemia. W jej jednak przypadku – wracając do naszej świadomości – możemy spróbować coś zrobić, zanim nasz nosiciel rozkręci swój układ odpornościowy.
Więcej niż jedna osoba
Wyłaniają się z tych przypowieści dwie kwestie. Pierwsza – widać, jak nauka słaba jest w nadawaniu nam tożsamości. Dla nauki nie do końca wiadomo, gdzie się zaczynamy i gdzie kończymy. Na pewno nie na granicy własnego ciała, a nawet i nasze ciało nie do końca jest nasze. Co to w ogóle znaczy moje? Ideologie i religie lepsze są w kształtowaniu tożsamości. W kontekście społecznym dopiero więcej, niż jedna osoba, to całość. Sami co najwyżej możemy umrzeć. Ani nie awansujemy, ani nie doznamy wiele szczęścia, bo większość szczęścia w naszym życiu, to jednak inni ludzie. Sami też się nie urodzimy. Otoczenie nieożywione także okazuje się częścią naszej kondycji. Podobnie, jak nasi przodkowie. I udowodniliśmy, że nie jest to metafora.
Dobro wspólne
W ten sposób dobro wspólne zyskało pewną nową definicję, która uspokoi niespokojnych, a spokojnych zaniepokoi. Zapewne jednak swoimi działaniami możemy nadać sens swojemu życiu i zaistnieć godnie w tym całym procesie przechodzenia jednego w drugie, gdzie na chwilę materia zmontowała się w naszą całość. Bo w naszym przypadku nie tylko nasze części mają wpływ na całość, ale i całość może kształtować swoje części. Warto by było tej okazji nie zmarnować, bo na starość człowiek mający świadomość, że jest dobrym przodkiem, będzie dumniej spoglądał na wnuki. I vice versa.
Razem dla Ziemi
O dobro wspólne będziemy chcieli zadbać podczas akcji sprzątania brzegów Warty pod hasłem #RazemDlaZiemi!.
Dołącz do nas 22 września 2021.
Spotkajmy się nad Wartą przy Moście Rocha o godzinie 17:00.
Szczegóły w wydarzeniu #RazemDlaZiemi – akcja sprzątania brzegów Warty.
Zapraszamy także do artykułu z eko poradami.
„Miłosz w czasach zarazy” – to cykl wpisów, których intencją jest oswajać to, co nieznane, zachęcać do gimnastyki intelektualnej, wywoływać uśmiech na twarzy, trenować uważność.