Rate this post

 

 

Już wiem, wiem, kim jestem

Jestem kimś, kto nie wie kim jest

Poza tym, że jest osobą

Głęboko stęsknioną za sobą.

 

…śpiewa artysta o pseudonimie Spięty, nadając wprost z centrali dusz wielu z nas. Dowiedzenie się kim się jesteśmy rozwiązywałoby wiele problemów. Wiedząc kim się jest, można by być może zakorzenić się tam, gdzie się wreszcie człowiek dobrze czuje. Albo uprościć sobie życiowe decyzje: „Nie jedziemy nad morze, bo ja to jestem taką górską osobą i co mi zrobisz”. Szukamy prze to sposobu, żeby wspomnianą w tekście pana Spiętego tęsknotę zaspokoić i mieć wreszcie z głowy. Robimy testy, autotesty, psychotesty, poddajemy się analizom i psychoanalizom. Przez cały czas jednocześnie pytając siebie. Tekst, który zaraz nastąpi ma dla poszukiwaczy trzy propozycje zmiany perspektywy.

  1. Nie szukać za bardzo w sobie.
  2. Nie szukać na całe życie.
  3. Nie szukać swojej wyjątkowości.

Każdy z tych elementów wydaje się przynajmniej wbrew ulicznym rozsądkom. Zabierzmy się za rozbiórkę wszystkich na raz. Zacznijmy od środka. Tożsamość jest względnie płynnym konceptem i taki jest na dziś stan wiedzy. Może i będzie się zmieniać, niemniej jej funkcją (jak zakładamy) jest doprowadzić nas do przetrwania. Zakładamy, że rolą układu nerwowego jest zdążyć za tym, co się na zewnątrz skóry dzieje. Ponieważ zaś otoczenie się zmienia, to i nasza osobowość powinna podganiać, żebyśmy nie robili czegoś co może było i skuteczne w XIX wieku, ale już nie jest.

Dodajmy, że nikt rozsądny nie jest skory do zmieniania się, bo nie po to się wkłada wysiłek w stawanie się jakąś osobą, żeby potem go wywalić do kubła. Poza tym jak już się namęczymy, to wiemy co lubimy i nie zawsze chcemy to oddawać. Zmiana więc sama w sobie jest raczej męczącym procesem i nierzadko pełnym szlochów, bo lubiliśmy jeździć nad staw, a staw wysechł i nie mamy nad co jeździć, więc trzeba teraz się namęczyć z szukaniem czegoś nad co będziemy znów lubili się wyprawiać. Tu pierwszy morał taki, że bez względu na to, jako kto się określimy trzeba będzie monitorować czy to nadal prawda. Badania pokazują, że częściej zmieniamy się ze względu na zmianę okoliczności, niż własne postanowienia. Bądźmy więc na to gotowi.

Sprawa kolejna, to konkretne odpowiedzi. I tu znów powiedzmy wprost: więcej o naszej tożsamości dowiemy się z zewnątrz skóry, niż z wewnątrz. Można by uznać, że jesteśmy tym, co widać. Jakkolwiek przerażająco to dla psychonautów uwielbiających procesy podświa, nieświa i nadświadomości brzmi.

No bo czy człowiek jest wierzący, jeśli tak uważa, ale nie praktykuje? Religia uzna, że nie. Wiara to to, co się robi, a nie to, w co się wierzy. Czy kocha, skoro kocha, a nic nie robi? Miłość, to czasownik podobno. Czy jeśli lubimy komponować muzykę, a zamiast tego zawsze sprzątamy mieszkanie, bo nie możemy się zabrać, to jesteśmy kompozytorami, czy sprzątaczami? Wyjdzie więc na to, że nasze działania mogą w pewnym sensie być lepszym wskaźnikiem tożsamości, niż intelektualne śledztwa dokonywane po odcięciu się od świata. W jednym z badań wprowadzono model matematyczny, który miał definiować cechy osobowości na podstawie aktywności na facebooku. Wynik tego badania jest tak nośny, że z niego samego można napisać książkę. Ale pierwsze, co rzuca się w oczy to fakt, że choć każdy z nas jest wyjątkowy, to… jednak jesteśmy też dość podobni. Pewnie bardziej niż byśmy chcieli. Oto wynik analizy: badanie wykazało, że po obserwacji zaledwie 10 naszych polubień na Facebooku, model był w stanie ocenić osobowość użytkownika lepiej niż jego koledzy z pracy. Po 65 polubieniach znał użytkowników lepiej niż jego znajomi, a po 120 polubieniach lepiej niż członkowie rodziny.

Algorytmy sieciowe są niezłym wskaźnikiem naszej osobowości. Wzięcie do ręki czyjegoś telefonu i przejrzenie propozycji, jakie ma dla niego platforma społecznościowa, żeby nie wstał od niej jak najdłużej, pokaże jego ogólną preferencję do zatrzymywania wzroku, ale i oczywiście tendencje z dzisiaj. Jeśli na chwilę zainteresował nas nowy serial, to będzie ciekawostek na jego temat więcej, ale jeśli ogólnie interesujemy się kolanami flamingów, to kilka różowych piór także mignie.

Niemniej, gdy próbuje przewidzieć cudze zachowanie, z największą trafnością można założyć, że dany człowiek zachowa się tak samo, albo podobnie jak poprzednio w podobnej sytuacji. Mamy tu lekko licząc 30% szans na wcelowanie. Rzecz w tym, że dla nas, od środka, jest to proces trudny do zaobserwowania, bo męczymy się, zastanawiamy i mamy burzę emocji. Dla obserwatora naszej osoby jest prosto – sytuacja i nasza na nią reakcja. Dochodzimy więc do kolejnego etapu szukania odpowiedzi na to, kim się jest, żeby się za bardzo nie męczyć. Można

  1. Pytać w okolicy.
  2. Wynająć sobie drona, który całe dnie za nami polata, sfilmować i zapytać potem: „O kim to jest film”.

To, co widzi kamera jest w dużej mierze naszą uczciwą tożsamością. Nie w całości, ale więcej, niż by nam się to podobało. Poszukiwanie tożsamości przez znajomych może mieć formę rozmowy. I tu można pytać:

Kim Twoim zdaniem jestem?

Z jakiego powodu jestem w Twoim życiu istotny?

Jakie mam specjalne umiejętności?

I nawet takie, fajne pytanie:

Co przychodzi mi z łatwością o wiele lepiej, niż innym, ja tego nie doceniam, a gdybyś to Ty chciała/chciał tego próbować musiałbyś się bardzo napracować?

Z drugiej strony, zadawanie sobie pytania: „Skoro jestem tym, a tym, to – szczerze – czy kamera to widzi?”. Jest niezłym pytaniem samorozwojowym.

Wiele jest duchowych porad na temat sposobów docierania do siebie za pomocą introspekcji i nie będziemy się z nimi spierać, bo nic w nich złego. Niektórych nawet cieszy samo szukanie, a myśl o złapaniu króliczka napawa przerażeniem. Niemniej z drugiej strony czai się pachnąca rozkopaną glebą, prosta odpowiedź: weź się za działanie. Poeta Archiloch, żył ponad 2600 lat przed poetą Spiętym i on nomen omen może dla niektórych z nas „spiąć” refleksję nad sensem dłubania sobie w trzewiach mówiąc, że, jak przyjdzie co do czego, to i tak – jak powiedział – „Nie wznosimy się do poziomu naszych oczekiwań, ale opadamy do poziomu naszego wytrenowania”.

Tu pewnie nie zgodziłaby się Ludwika Wawrzyńska, która była nauczycielką i uratowała z ognia czwórkę dzieci, a potem sama zmarła w wyniku poparzeń. Ewidentnie nie trenowała tego wcześniej. O niej napisała Szymborska: „Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono”. Co dopełnia nie tylko cytatu z Archilocha, ale i nasze przemądrzałe wypociny na swój temat, że jak przyjdzie co do czego, to damy radę na pewno, ale na razie po prostu nie przyszło co do czego.

Zastanawianie się więc za długo nad tym, czy kocham, czy jestem wytrwały, czy bronię słabszych, czy jestem uczciwy bez gromadzenia danych z sytuacji próby jest przereklamowane. A im więcej kropek wytworzymy, tym pełniejszy obraz. Chyba, że ktoś ma tożsamość „zastanawiacza się”, no to jest wytłumaczony.

Zwykle o tożsamościach „widocznych z zewnątrz” mówi się siermiężnie, oto kilka pomysłów skąd je czerpać.

  1. Z majętności. Posiadacz domu, mieszkania, kolekcji znaczków, monet, skutera śnieżnego, uprawy rzeżuchy, hodowli szarańczaków.
  2. Z działalności/profesji. Hydraulik, kierowca, premier, prawniczka, informatyczka.
  3. Z roli społecznej. Ojciec, córka, szefowa.
  4. Z przynależności społecznej. Polka, członek rodziny, firmy, klubu kolekcjonerów odcisków śladów na śniegu.

Role te mogą się zazębiać, a każdy ma więcej niż jedną, a za tym, w ten sposób każdy ma więcej niż jedną odpowiedź na pytanie kim jest. Różnymi tożsamościami raczej się bywa i raz można nie zrobić czegoś, bo „matce nie wypada”, a potem to właśnie zrobić, bo sytuacja się zmieniła i „Poznanianka, to wręcz powinna”.

Niemniej wciąż wracać będziemy do pytania o to, co kamerzysta widzi. Artysta Spięty często bywa piosenkarzem, bo pierwszy dowód, że śpiewa, a drugi, że gdy zadaje sobie życiowe pytania, nawet tak ważne jak to, o tożsamość, to mu z tego na końcu i tak wychodzi piosenka.

Na koniec roztrząśnijmy jeszcze dwie kwestie. Pierwsza, co jeśli czuję się kimś innym, niż to, co robię. Mieszkam na terenie Niemiec, a czuję się Polakiem (albo odwrotnie). Jeśli w żaden sposób nie wypływa to na zachowanie, to zgodnie z tym podejściem mówi się, że „możesz se tak myśleć, ale nie jesteś tym, co myślisz, ale tym, co robisz”. „Lubię pomagać domom dziecka, ale nie pomagam. I w ogóle nikomu nie pomagam, bo każdy jest kowalem swojego losu. Ale jestem filantropem.”. No to nie jestem. Albo odwrotnie: „Prawda jest taka, że nie jestem pomocny. Co tu dużo gadać, nie lubię dzieci, ale pomagam domom dziecka, żeby nikt się nie pokapował, że nygusy mnie denerwują, bo traktowaliby mnie jak chama”. W tej sytuacji domom dziecka znów wszystko jedno. Ważne, że pomagamy. Jesteśmy filantropami, choć nie chcemy. „Podszczypuję koleżanki sprośnie, ale robię to z obrzydzeniem, więc jestem porządny”. Znów intencja nie jest tak istotna, jak wynik działania. Czuję się wdzięczna, ale tej wdzięczności nie wyrażam. Wdzięczność niewyrażona nie jest nikomu potrzebna i na nic się nie przydaje.  Ustalanie tożsamości na podstawie działania jest niejaką refleksją nad rzeczywistością i umożliwia precyzję. Jeśli kochamy ryby i jemy je pięć razy w tygodniu, to nie kochamy ryb. Kochamy jeść ryby. Ryby wolałyby, żebyśmy ich nie kochali w swoim rozumieniu. Ale nic nie mogą powiedzieć. Mogłyby w Wigilię, bo wtedy podobno zwierzęta mówią, ale zawczasu je zjadamy na kolację, żeby nie zdążyły nam z wanny wygarnąć. Zwłaszcza karpie.

Patrzymy więc na siebie jak na bohaterów filmu, bo wtedy łatwiej o klarowniejszy obraz. Radzi się autorom scenariuszy filmowych tak: „To, jak się bohater zachowuje, informuje widza o tym, jaki bohater jest. To, co bohater o sobie mówi, informuje widza o tym, co bohater o sobie myśli”.

Gdyby więc zebrać ten przydział rozważań, skonkludujemy szparko:

  1. Jestem tym, co robię. Statystycznie najczęściej tym, co robię najczęściej (czyli chciałoby się powiedzieć: śpiochem).
  2. Jeśli chcę być kimś innym – robię co innego.
  3. Najprościej, żeby być kimś innym umieścić się w otoczeniu, które ułatwi robienie tego, co chcemy, a utrudni robienie tego, czego nie chcemy robić (czyli kim chcemy być). Łatwiej to niż się przymuszać i iść pod prąd.
  4. Chcę sprawdzać czy nie jestem też kimś innym? Robię na próbę i badam, jak idzie. Jeśli idzie, to może mi przypasowało i lubię. Jeśli kamera nie widzi ochoczego próbowania, ale rozkojarzanie się za każdym razem, kiedy tylko spadnie energia, warto się zastanowić. Przestać albo doszlifować jeśli co prawda nie idzie, ale czujemy, że coś jest na rzeczy i kręcimy się chyba blisko czegoś, co lubimy.

Zgodnie z zaproponowaną hipotezą, wyjdzie więc na koniec na to, że – wbrew mądrościom introspekcyjnych nurków – celem poszukiwania odpowiedzi na pytanie o to, kim się statystycznie najczęściej w danym momencie życia bywa, należy nieco wyjść z siebie i spojrzeć na siebie z zewnątrz. Bo tam może hasać więcej odpowiedzi niż w środku.

Części z Szanownych Czytelników na pewno takie podejście podpasuje. Inni, mogą przekazać je dalej, to może podpasuje komuś z ich znajomych.

Trzymajmy się i do następnego razu.